Walkę toczoną do dwóch wygranych lepiej rozpoczęli jednak łodzianie i wydawało się, że będą w stanie zrealizować przedsezonowy cel, jakim było miejsce w czołowej trójce hokejowej 1. ligi. Ostatecznie musieli się jednak pogodzić z wcześniejszym zakończeniem rozgrywek.
Ogromne możliwości i wysokie cele
Rundę zasadniczą zespół prowadzony przez Jurija Ziankowa i Tomasza Matuszewskiego zakończył na piątej pozycji. Takim samym dorobkiem 45 pkt legitymowały się również czwarte w klasyfikacji Sokoły, które w regularnym sezonie dwa razy ograły łódzką ekipę. Na rywalizację w play-off te wyniki nie miały jednak żadnego wpływu i zespół TME ŁKH przystępował do niej z dużym optymizmem oraz wiarą w swoje dobre przygotowanie fizycznie, taktyczne i mentalne. Takie podejście miało jednak racjonalne podstawy. Choć początek sezonu nie był dla łodzian zbyt udany, to w tegorocznych meczach o punkty potwierdzili, że mają ogromne możliwości i są w stanie pokonać każdą z ekip występujących w 1. lidze. Udowodnili to m.in. w wyjazdowym starciu z dominującą w rozgrywkach Polonią Bytom, którą ograli 6:3.
– Mecz z Bytomiem był najlepszym obrazem tego, jak dobrze przygotowana taktycznie drużyna może pokonać lepszy sportowo zespół. I taki cel mamy też na play-off – mówił Matuszewski.
O krok od półfinału
Zespół z Górnego Śląska w 26. kolejkach zdobył 73 pkt i rundę zasadniczą zakończył z przewagą szesnastu oczek nad drugim w klasyfikacji KS Katowice Naprzód Janów. Ta ostatnia ekipa w konfrontacji z TME ŁKH również doznała porażki i to bardzo wysokiej. Wicelider rozgrywek przegrał w Bombonierce aż 3:10. Nic dziwnego, że zwycięstwa nad czołowymi drużynami pierwszej fazy rozgrywek mocno podbudowały łodzian, którzy w pierwszym starciu play-off pokazali też, że wyciągnęli wnioski z dwóch poprzednich porażek z Sokołami. Efekt był taki, że w wypełnionej kibicami Bombonierce pokonali wyżej notowanych rywali 5:2 (1:1, 2:0, 2:1). Po tym sukcesie potrzebowali już tylko jednej wygranej, by świętować awans do półfinału. Niestety, w Toruniu nie zdołali udokumentować swojej wyższości i musieli się pogodzić z zakończeniem rywalizacji.
Decydujący mecz z Sokołami
Żałować mogą przede wszystkim sobotniego starcia, w którym powinni przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Co prawda pierwszą tercję przegrali 0:2, ale kolejną w takich samych rozmiarach rozstrzygnęli na swoją korzyść. W 47. minucie Sokoły ponownie wyszły na prowadzenie, jednak siedem minut później Ilija Trofimow z rzutu karnego doprowadził do remisu 3:3 i wydawało się, że łodzianie pójdą za ciosem. Z niespełna siedmiu kolejnych minut pozostałych do końca regulaminowego czasu przyjezdni dwie grali z przewagą jednego zawodnika, lecz nie zdołali dobić osłabionego rywala. Zostali za to surowo skarceni. Minutę przed końcem meczu popełnili prosty błąd przy wyprowadzaniu krążka spod własnej bramki, co ułatwiło Jakubowi Wenkerowi strzelenie gola na 4:3. Próbując ratować wynik, łodzianie wycofali bramkarza, co nie przyniosło jednak oczekiwanego rezultatu. Stracili krążek i zamiast remisu zrobiło się 5:3, bo Wenker trafił do pustej bramki.
To niepowodzenie załamało graczy TME ŁKH, którzy w niedzielę przegrali z Sokołami 1:4 (1:1, 0:1, 0:2) i tym samym odpadli z dalszej rywalizacji. Tak więc plany awansu do czołowej trójki pierwszoligowych rozgrywek łódzcy hokeiści muszą odłożyć na sezon 2022/2023.
