- Żadna zmiana w systemie edukacji nie jest możliwa bez zmiany, bez poprawy sytuacji materialnej nauczycieli. Piłka jest po stronie rządu, to rząd ponosi całkowitą odpowiedzialność za obecną sytuację w polskich szkołach - mówiła Hanna Zdanowska, dodając: - Nauczycielom powierzamy wszystko co mamy najcenniejsze, czyli nasze dzieci, dlatego ci ludzie muszą godnie zarabiać. Zapewniam, że wszyscy protestujący mogą liczyć na moje poparcie i powtarzam: pieniądze, które są potrącane z pensji protestujących pozostają w budżetach szkół i placówek edukacyjnych.
Odpowiedzialny za edukację wiceprezydent Tomasz Trela przypomniał, że za strajk nie ma pensji, czyli każdy protestujący ma potrącaną określoną kwotę z wynagrodzenia, bo takie jest prawo.
- Ministerstwo Edukacji ani Regionalna Izba Obrachunkowa nie muszą nas straszyć swoimi stanowiskami czy opiniami, wiemy jakie mamy prawo i przestrzegamy przepisów. Natomiast suwerenną decyzją prezydenta miasta jest przeznaczenie oszczędności strajkowych, a prezydent Zdanowska postanowiła, że środki te pozostają w budżetach szkół w dyspozycji dyrektorów - zaznaczył wiceprezydent Trela.
Władze Łodzi przypomniały także, że od 2018 roku pula środków na wypłatę dodatków motywacyjnych jest większa o 2 mln zł. Dlaczego dopiero od ubiegłego roku pieniędzy jest więcej? Bo łódzki samorząd musiał zapłacić za reformę edukacji, która wedle minister Anny Zalewskiej miała być bezkosztowa. - Chyba dla rządu była bezkosztowa, bo na pewno nie da samorządów – dodał Tomasz Trela.