Wpław przez Mamry i Śniardwy

Pływaczka UKS SMS 149 Aleksandra Bednarek ma już za sobą pierwszy etap projektu Przełomowy 2018, w ramach którego chce zdobyć Koronę Polskich Jezior oraz przepłynąć Kanał Catalina. Realizację tego zadania Ola wraz z członkami grupy Polish Ogrodnik Team rozpoczęła od pokonania wpław jezior Mamry i Śniardwy.

7 zdjęć
ZOBACZ
ZDJĘCIA (7)

O projekcie Przełomowy 2018 pisaliśmy tutaj. Jego pierwszy etap odbył się w Krainie Wielkich Jezior Mazurskich. Przeprawa przez Mamry i Śniardwy zakończyła się sukcesem. O jej szczegółach w specjalnej relacji opowiada Aleksandra Bednarek.

- Podczas długiego weekendu wyjechaliśmy  na Mazury w następującym składzie: ja, Hanna Bakuniak oraz Piotr Biankowski. Naszym celem było zdobycie wpław jezior Mamry i Śniardwy, należących do Korony Polskich Jezior, którą chcemy zdobyć na przełomie czerwca i lipca.

Naszą podróż rozpoczęliśmy w Giżycku, gdzie odebraliśmy łódź asekurującą, którą popłynęliśmy w stronę jeziora Mamry. Zmagania w wodzie rozpoczęliśmy tego samego dnia ok. południa. Wraz z Hanią wystartowałyśmy z zatoki znajdującej się w okolicach przystani Skłodowo i kierowałyśmy się w stronę parkingu rowerowego przy drodze wojewódzkiej nr 650. Pogoda dopisywała. Słońce pięknie świeciło, jednak na otwartym akwenie powiewał wiatr, przez co woda falowała. Przez pierwsze dwadzieścia minut oswajałyśmy się z warunkami, w jakich trzeba było płynąć. Najbardziej dekoncentrowały nas żaglówki oraz szybkie łodzie motorowe, na które trzeba było uważać, by uniknąć kolizji. Nasz sternik Robert oraz feeder i obserwator Marcin osłaniali nas i dokładali wszelkich starań, aby na bieżąco informować łodzie o tym, że płyniemy za burtą. Jedną z ich ważniejszych funkcji była jednak nawigacja, gdyż brzeg był schowany za wyspą i z miejsca startu nie było go widać. Piotr w tym  czasie przygotowywał się do swojego startu.

Wraz z Hanią całą trasę przepłynęłyśmy bez większych kryzysów. Woda była ciepła - ok. 23 stopnie C - i uznałyśmy, że nie będziemy smarować ciała lanoliną w celu zachowania odpowiedniej temperatury ciała. Zrobiłyśmy to jedynie w miejscach narażonych na obtarcia przez boję asekurującą, którą ciągnęłyśmy za sobą. Na trasie co 30 minut przyjmowałyśmy posiłki - węglowodany oraz BCAA rozpuszczone w wodzie - podawane na specjalnej tyczce. Robi się tak w celu uniknięcia kontaktu z łodzią oraz osobami znajdującymi się na niej, ponieważ podczas takich przepraw dotknięcie łodzi lub jakiejś osoby znajdującej się na niej jest zabronione. Próba jest zaliczona tylko wtedy, gdy zawodnik samodzielnie rozpocznie przeprawę ze stałego lądu i samodzielnie ją zakończyć wychodząc na stały ląd. Do pokonania miałyśmy 7 km i 600 m, a z racji tego, że wcześniej miałyśmy już do czynienia z dłuższymi odcinkami na tego typu akwenach, dystans ten nie sprawił nam wielkiej trudności. Po dwóch godzinach i 30 minutach Piotr Biankowski ruszył w drugą stronę. Jego przeprawa potoczyła się podobnie jak nasza, a jedyną różnicą było to, że przepłynął ok. 7 km i 300 m. Po kilku godzinach zmagań wszyscy z dumą mogliśmy stwierdzić, że zdobyliśmy Mamry i to w dwie strony!

Do końca dnia nie zostało wiele czasu, ale wyruszyliśmy w stronę Śniardw. Po drodze zatrzymaliśmy się na noc w porcie niegocińskim w Wilkasach. Tam zacumowaliśmy łódkę, zjedliśmy porządną kolację i poszliśmy spać. Miejsce postojowe naszej łodzi nie było jednak zbyt szczęśliwe, gdyż staliśmy bokiem do pomostu na wejściu do portu. A że trafiliśmy na wiatr tworzący spore fale, to silne bujanie łodzią sprawiło, że nie wyspaliśmy się zbyt dobrze. W Dzień Dziecka postanowiliśmy więc odpocząć i poświęcić czas na regenerację przed kolejną przeprawą. Wczesnym rankiem odpłynęliśmy na Śniardwy. Po drodze zatrzymaliśmy się na obiad i lody w Mikołajkach. To był już ostatni postój przed portem w Popielnie, do którego zmierzaliśmy. Po dotarciu na miejsce i zacumowaniu łodzi poszliśmy do sklepu zrobić zapasy na kolejny dzień zmagań. Tam nawiązała się ciekawa konwersacja z pewną panią, której opowiedzieliśmy o naszych szalonych pomysłach. Potem doszło kilkoro jej znajomych i obiecali, że rano przyjdą nam kibicować na starcie. Projekt tak się spodobał, że nawet żeglarze życzyli nam flauty następnego dnia. Po serdecznym pożegnaniu poszliśmy na krótkie rozpływanie do jeziora, po czym zaczęliśmy regenerować siły przed kolejnym dniem.

Pierwotnie chciałyśmy z Hanią rozpocząć przeprawę przez Śniardwy 2 czerwca o 6 rano, jednak mieliśmy godzinkę opóźnienia. Mimo to nasi kibice zgodnie z wcześniejszą deklaracją zjawili się na starcie. Tym razem pogoda nie zachęcała do pływania. Było pochmurno, wiał wiatr i na początku lekko padało. Postanowiłyśmy więc posmarować się nieco grubiej lanoliną. Założyłyśmy boje i ruszyłyśmy przed siebie. Za trzcinami czekała już na nas łódź z załogą. Nie ma co ukrywać, że ten akwen stanowił dla nas wszystkich większe wyzwanie. Ze względu na zachmurzenie nie było widać drugiego brzegu, a przez pierwsze 6 km towarzyszyła nam też fala o wysokości ok. 0,5-0,7 m. Z perspektywy łodzi nie była z pewnością bardzo duża, ale w wodzie sprawiała zupełnie inne wrażenie. Momentami nawet nie widziałam Hani, tylko jedną wodną ścianę. Gdy jednak wpadłam w „rezonans” z falą, tzn. gdy znajdowałam się na jej grzbiecie rękę miałam w górze, a gdy byłam w dolinie atakowałam ręką w dół, to całkiem nieźle się płynęło. W porównaniu z Mamrami częściej natrafiałam na glony i raz miałam nawet wrażenie, że zaraz się w nie zaplączę, ale na szczęście ten odcinek nie był długi. Podobnie jak wcześniej, przyjmowałyśmy posiłki co 30 minut. Do 10 km były to węglowodany oraz BCAA rozpuszczone w wodzie, a później oprócz tego jadłam sezamki, a Hania przyjmowała żel. Tym razem nie obyło się jednak bez kryzysu. Po przepłynięciu 12 km zaczęłam czuć, że jest mi zimno w dłonie oraz stopy. Z początku czułam pewien niepokój, gdyż do przepłynięcia zostało jeszcze ok. 6 km. Na następnym karmieniu poprosiłam więc o ciepłą herbatę i dzięki temu poczułam się odrobinę lepiej. Zdrętwienie w palcach dawało o sobie znać jeszcze przez godzinę, a potem ustało. Po późniejszej rozmowie z Hanią dowiedziałam się, że miała podobny problem. Być może było to spowodowane wiatrem, który owiewał mokre dłonie podczas przenoszenia ręki nad wodą, ale umiejętności nabrane podczas przygody z zimowym pływaniem pozwoliły nam płynąć dalej. Tym razem trasa była też o wiele dłuższa niż na poprzednim jeziorze i miałam wrażenie, jakbym płynęła po nie wiadomo jak wielkim akwenie. Prawie nie widziałam lądu, a momentami odnosiłam wrażenie, jakbym poruszała się w koło. Ufając nawigatorowi po 18 km i 550 m dotarłyśmy jednak do celu, który znajdował się w miejscowości Tartak Okartowo. Płynęłyśmy przez 5 godzin i 30 minut. Zanim wyszłam na ląd musiałam znaleźć pion, ponieważ po takim czasie płynięcia w poziomie po ukończeniu przeprawy może przez chwilę kręcić się w głowie.

Po nas przyszedł czas na Piotrka, który o godzinie 13 rozpoczął przeprawę przez Śniardwy. W tym czasie ja wraz z Hanią pochłonęłyśmy obiad w kilka minut, a później dodawałyśmy otuchy Piotrowi. Wcześniej poleciłyśmy mu również posmarować się trochę grubiej wazeliną, jednak po kilku minutach rozchmurzyło się i wyszło piękne słońce, a na jeziorze zrobiła się flauta, której poprzedniego dnia życzyli nam żeglarze. Piotr miał nieco inne przygody niż my. Oprócz glonów atakowały go ryby. W połowie trasy 60-centymetrowy sandacz uderzył go płetwą ogonową w policzek - jego mina była wtedy bezcenna. Pomimo to ze spokojem ruszył dalej.  Ze względu na wczesną porę mojego i Hani startu nie miałyśmy ruchu żaglówek na jeziorze, Piotr jednak pod koniec trasy podczas przecinania szlaku żeglugi płynął przez chwilę kursem kolizyjnym z dwoma białymi flotami oraz jedną żaglówką. Na szczęście wybrnęliśmy z tego miejsca i ponownie znaleźliśmy się poza szlakiem, w bezpiecznym miejscu.  Dzielnie płynąc do celu Piotr przebył 17 km i 300 m. Różnica pokonanego dystansu wynikała z innego sposobu omijania miałkiej górki, znajdującej się w połowie tego jeziora. Nie zmienia to faktu, że Śniardwy również udało nam się zdobyć  w dwie strony – zakończyła Aleksandra Bednarek.

Kolejne etapy na drodze do Korony Polskich Jezior to akweny: Dąbie, Miedwie i Łebsko. Pod koniec wakacji grupa rozpocznie natomiast Polską Przeprawę Stulecia, w trakcie której pokona wpław kanał Catalina oraz jezioro Tahoe. Ola i Hania będą pierwszymi Polkami, które podejmą próbę przepłynięcia akwenu, nazywanego kanałem La Manche Ameryki i wchodzącego w skład Korony Oceanów (pływackiego odpowiednika Korony Ziemi zdobywanej przez wspinaczy).

Polecane aktualności

10. rocznica kanonizacji Papieża-Polaka

Patryk Wacławiak / BAM

W 10. rocznicę kanonizacji Świętego Jana Pawła II – pamiętamy o Honorowym Obywatelu Miasta Łodzi.… więcej

Pamiętamy i będziemy pamiętać! 84. rocznica Zbrodni Katyńskiej

Tomasz Walczak / BRP

„Piąta rano. Od świtu dzień zaczął się szczególnie. Wyjazd karetką więzienną w celkach (straszne!).… więcej

Rusza akcja "5 dla Ziemi"

MM / KS

Organizatorami tej charytatywnej inicjatywy z okazji zbliżającego się Dnia Ziemi (22 kwietnia) są… więcej

Kwiaty na imieniny Marszałka. Łodzianie złożyli hołd Józefowi Piłsudskiemu

Tomasz Walczak / BRP

Dochowując corocznej imieninowej tradycji członkowie Społecznego Komitetu Pamięci Józefa… więcej

Łódź na konferencji inaugurującej projekt „Partnerstwo: Środowisko dla Rozwoju”

MM / KS

Wydarzenie zostało zorganizowane pod egidą Ministerstwa Klimatu i Środowiska. więcej

Kontakt