W ostatniej kolejce rundy zasadniczej ŁKS pojechał do Wrocławia, gdzie już po 23. minutach przegrywał ze Śląskiem 0:3. Po spotkaniu wszystkich rozbawił trener gości Wojciech Stawowy, który na konferencji prasowej powiedział, że jego zespół miał plan na ten mecz i w pewnym stopniu realizował go do straty pierwszej bramki. Problem w tym, że tego gola łodzianie stracili już po niespełna czterech minutach!
Po 30. kolejkach rundy zasadniczej ekipa z al. Unii ma 21 pkt. i zamyka tabelę PKO BP Ekstraklasy. Do przedostatniej Arki Gdynia zespół Stawowego traci osiem oczek, do czternastej Korony Kielce – dziewięć, a do miejsca gwarantującego utrzymanie - czternaście. W dotychczasowych meczach ŁKS odniósł tylko pięć zwycięstw i doznał 19 porażek, strzelił 26 bramek, stracił aż 53. To jednak nie powinno dziwić. Od kilku lat kibice ŁKS są karmieni opowieściami o wieloletnim planie budowy klubu, w którym wszystkie drużyny będą grały tak samo. I grają, o czym najlepiej świadczą trzy minione lata, w których zespoły ŁKS w różnych kategoriach wiekowych w kompromitującym stylu spadały z najwyższych klas rozgrywkowych. W sezonie 2017/2018 po raz pierwszy w historii młodzi gracze z al. Unii pożegnali się z występami w najstarszej Centralnej Lidze Juniorów (wówczas U-19), w której w 30 meczach zdobyli 18 pkt. (5 zwycięstw, 3 remisy, 22 porażki; bramki: 26-84). Rok później władze klubu rozpływały się w pochwałach nad zespołem U-17, który nazwały nawet swoim sztandarowym projektem. Projektem zakończonym kolejną katastrofą. W rozgrywkach CLJ U-17 ŁKS w 14 meczach zdobył 0 (słownie: zero) punktów, kończąc rywalizację z bilansem bramkowym 8-56! Teraz śladem juniorów podążają seniorzy, którzy na siedem kolejek przed zakończeniem rozgrywek PKO BP Ekstraklasy mogą się już czuć pełnoprawnymi pierwszoligowcami. Niestety, tak musi się skończyć utopijna wizja futbolu…
Rywalizację w grupie spadkowej ŁKS rozpocznie 19 czerwca wyjazdowym meczem z Zagłębiem Lubin (godz. 18).
Śląsk Wrocław – ŁKS 4:0 (3:0). Bramki: 1:0 Filip Markovic (4), 2:0 Dino Stiglec (17), 3:0 Przemysław Płacheta (23), 4:0 Erik Exposito (74).
W kiepskich nastrojach są również fani Widzewa, który drugi sezon z rzędu walczy o awans do Fortuna 1. Ligi. I drugi raz z rzędu po świetnej jesieni widzewiacy złapali wiosenną zadyszkę. Po przerwie spowodowanej pandemią koronawirusa COVID-19 podopieczni Marcina Kaczmarka nie wygrali jeszcze meczu. W trzech spotkaniach lider 2. ligi wywalczył tylko jeden punkt, doznając przy tym dwóch porażek na własnym stadionie. Po Skrze Częstochowa komplet punktów z al. Piłsudskiego wywiozła przedostatnia w tabeli Legionovia Legionowo. Zespół z Mazowsza stracił gola w 35. minucie, jednak nie załamał się i do samego końca walczył o pełną pulę. Ambicja podopiecznych Bogdana Jóźwiaka – byłego gracza Widzewa – została nagrodzona. Zwycięstwo zapewnił gościom Karol Podliński, który w 88. minucie doprowadził do remisu, a w szóstej minucie doliczonego czasu gry ustalił wynik spotkania na 2:1 dla Legionovii.
Po tej porażce widzewiacy nadal są na pierwszym miejscu, ale mają już tylko punkt przewagi nad drugim w tabeli GKS Katowice. W 26. kolejce zespół Kaczmarka zagra na wyjeździe z trzynastą w klasyfikacji Garbarnią Kraków (17 czerwca, godz. 17.05).
Widzew – Legionovia Legionowo 1:2 (1:0). Bramki: 1:0 Adam Radwański (35), 1:1 Karol Podliński (88), 1:2 Karol Podliński (90+6).