To nie przypadek, że Karol Scheibler został fabrykantem. Wszak urodził się w rodzinie przemysłowca. Jego ojciec prowadził w Nadrenii fabrykę sukna. Młody Scheibler już w wieku 18 lat został dyrektorem w przędzalni. W tak szybkim rozwoju kariery pomogło oczywiście to, że była to przędzalnia wuja, w której wcześniej odbywał praktykę. Ale znaczenie miał także fakt, że Karol bardzo dobrze się odnalazł w przemyśle.
Koneksje i posag
Przez 10 kolejnych lat Scheibler zdobywał doświadczenie zawodowe w Belgii i Austrii, aż wreszcie zdecydował się na przeprowadzkę do Królestwa Polskiego, przyjmując tym samym zaproszenie od – nie inaczej – kolejnego wuja, Fryderyka Schloessera, do Ozorkowa. W tutejszej fabryce niedługo potem został dyrektorem.
Karol był świetnym fachowcem i jego kariera nie była jedynie dziełem szczęśliwego urodzenia. Podczas pracy u Schloessera Scheibler zmodernizował przędzalnię, zbudował drugą w folwarku Strzeblewo, a w Lućmierzu postawił na nogi cukrownię, należącą do Wernerów. Tam też poznał swoją przyszłą żonę – Annę.
To właśnie dzięki posagowi, który dwukrotnie przewyższał majątek Scheiblera, Karol mógł uruchomić własną fabrykę. Wybudował ją na terenie, który rok wcześniej wydzierżawił w Łodzi przy Wodnym Rynku, czyli współczesnym placu Zwycięstwa. Przędzalnia bawełny, w pełni zmechanizowana, rozpoczęła działalność – zgodnie z umową z miastem – w 1855 r.
Tak wyglądała przędzalnia Scheiblera w czasach swojej świetności
Miasto w mieście
Fabrykant sukcesywnie rozbudowywał swój zakład przy Wodnym Rynku – tzw. Centrala w kolejnych latach powiększyła się o dwie tkalnie, bielnik, kotłownię i magazyny. Na początku lat 70. XIX w. w obecnej siedzibie Scheiblerowi zrobiło się za ciasno i kupił od Beniamina Kruschego tereny na Księżym Młynie. Tam zbudował m.in. największą w Łodzi przędzalnię, a także osiedle domów robotniczych.
Konsekwentnie rozbudowywane imperium Scheiblera stanowiło miasto w mieście. Fabrykant i jego ród zbudowali monumentalną tkalnię, szkołę, konsumy, czyli sklepy, remizę strażacką, szpital, magazyny, cały zespół wykańczalni, a także piękny, secesyjny budynek elektrowni z 1910 r., jeden z pierwszych tego typu obiektów w Królestwie.
Żyłka do interesów
Ale wróćmy jeszcze do połowy XIX w. i wydarzenia, które ugruntowało pozycję Scheiblera jako króla bawełny. Przemysłowiec, jak już wiemy, dobrze się urodził, ale był także świetnym managerem. Przewidując kryzys w dostawie bawełny, którą do Królestwa sprowadzano z ogarniętych wojną secesyjną Stanów Zjednoczonych, zrobił ogromne zapasy surowca, które pozwoliły zdominować mu rynek i – jakby tego nie ująć – wykończyć konkurencję. Inni zamykali fabryki, a jemu bawełny wystarczało nie tylko na własne potrzeby, ale również na to, żeby sprzedawać ją z wielkim zyskiem.
Towary produkowane przez Scheiblera były dobrej jakości, dostał nawet za nie złoty medal na światowej wystawie w Paryżu w 1878 r. Fabrykant nie skąpił także pieniędzy na budowę ważnych gmachów rozwijającego się wtedy dynamicznie miasta. Fundował szkoły, szpitale, a nawet kościoły innych wyznań.
Scheibler miał z Anną z Wernerów siódemkę dzieci. Zmarł w 1881 r. Został pochowany w ufundowanej przez żonę kaplicy na Starym Cmentarzu, wybitnej klasy neogotyckim zabytku, który po dziś dzień jest jednym z najznakomitszych przykładów architektury cmentarnej na świecie.