Bohater wrócił do domu

Po znakomitym występie na 32. Letnich Igrzyskach Olimpijskich Tokio 2020 Kajetan Duszyński pojawił się „na swoich śmieciach”. Złoty medalista olimpijski w sztafecie mieszanej 4 x 400 m w siedzibie AZS przy ul. Lumumby spotkał się dzisiaj z władzami klubu i dziennikarzami.

Zanim zaczął opowiadać o tym, co wydarzyło się w Japonii odebrał od prezesa Lecha Leszczyńskiego i sekretarz klubu Aleksandry Leszczyńskiej pamiątkowe zdjęcie z nagrodą-niespodzianką. Takie same upominki otrzymał jego trener Krzysztof Węglarski, bez którego nie byłoby pierwszego złota olimpijskiego w historii łódzkiego sportu. To jednocześnie pierwszy medal olimpijski w historii AZS Łódź. Nic dziwnego, że już wkrótce w siedzibie klubu zawiśnie replika złotego krążka, przywiezionego przez Kajetana z Tokio.

W biegu finałowym Duszyński był na ostatniej zmianie i przypieczętował złoto. Na końcowym wirażu ruszył do ataku i wyprowadził naszą sztafetę z trzeciej na pierwszą pozycję, której już nie oddał. Polacy ukończyli rywalizację z czasem 3:09.87, ustanawiając jednocześnie rekord Starego Kontynentu i rekord olimpijski. Co z tego zapamiętał główny bohater? - Podczas biegu za bardzo nie myślę, wszystko dzieje się automatycznie. Nagle jak pstryknięcie palcem pojawiła się jednak ogromna euforia. Ciężko to opisać słowami. Najbardziej pamiętam to, że rzuciła się na mnie moja drużyna i ich radość zaraziła mnie. To było w tym wszystkim najpiękniejsze i najbardziej namacalne. Do wszystkiego innego dojrzeję z biegiem czasu. Jednorazowo nie da się tego wszystkiego opisać – powiedział Duszyński.

Dodał, że na wszystkich imprezach najbardziej stresujące są pierwsze biegi. – Wówczas jeszcze nie wiadomo, jak podczas zawodów wygląda stadion i w jakiej jest się dyspozycji. Trudno wówczas zasnąć w nocy i przeważnie biega się zmęczonym, głównie psychicznie. Przed finałem każdy koncentrował się już jednak na tym, żeby jak najlepiej wykonać swoją robotę. Mnie przed takimi ważnymi startami najbardziej uspokaja telefon do trenera Węglarskiego. W Tokio też taki wykonałem. Te rozmowy nie trwają zbyt długo, ale mają na mnie dobry wpływ, bo trener doskonale wie, jak ja się zachowuję w takim momencie. I nawet przez 30-40 sekund wszystko się u mnie całkowicie zmienia. Trener jest optymistą, a mnie często tego brakuje – wyjaśnił Duszyński.

Wspomniany trener podkreślił, że w przypadku Kajetana bardzo trudno określić, jaki udział w jego sukcesie ma talent, a jaki ciężka praca. - Jakby nie był uzdolniony, to by nie pobiegł tak, jak pobiegł. Praca dała mu jednak wiarę w to, że może, że potrafi. To w tym roku przyniosło skutek bardziej mentalny, niż fizyczny. Po dobrych biegach w Łodzi i w Chorzowie pomału zaczął się budować taki wojownik. Udowodnił to na mistrzostwach Polski i to się przeniosło na igrzyska. W Tokio był jeden sprawdzian, gdzie pobiegł lepiej niż rekord Polski i to ugruntowało jego pozycję. Nieskromnie powiem, że bez Kajtka trudno by było zmontować ten zespół na takim poziomie – powiedział Węglarski.

Jego podopieczny w Japonii startował też w męskiej sztafecie 4 x 400 m, z którą zajął piąte miejsce. - Pamiętam nagłówki, jakie czytaliśmy z chłopakami po sztafetach w Chorzowie. Byliśmy tam mocno rozczarowani. Ludzie tracili wiarę i wypowiadano się, że pierwszy raz od 29 lat sztafeta nie pojedzie na igrzyska. Musieliśmy jednak nadal mocno wierzyć w kwalifikację i ze startu na start staraliśmy się coś dokładać od siebie. Finał tej historii jest taki, że w przeciągu miesiąca poprawiliśmy wynik sezonu o cztery sekundy. To dla mnie abstrakcja. Naprawdę nie wiedziałem, że do czegoś takiego uda nam się doprowadzić. Mimo wszystko uważam, że naszą sztafetę było stać na medal, ale ten poziom był jednak niesamowicie wysoki i tak to się ułożyło. Nikt do nikogo nie ma o nic żalu. Naprawdę się z tego cieszymy i myślę, że to nas zbuduje na przyszłość – wyjaśnił Duszyński, który we wszystkich sztafetach biegł na ostatniej zmianie. Nie odczuwał jednak z tego powodu dodatkowej presji.

- Dla mnie największym obciążeniem nie były same biegi, ale walka o dostanie się do składu. Tak naprawdę udowodniłem w tym sezonie, że jestem dobrze przygotowany, ale jadąc do Tokio nie miałem pewności, że w tych sztafetach będę biegał. Na miejscu mieliśmy jeszcze jeden sprawdzian i to był dla mnie najbardziej stresujący moment w tych wszystkich przygotowaniach. To, że będę mógł biegać dla naszego państwa było już takim powodem do dumy, że później nie czuło się zmęczenia. Ostatnia zmiana jest o tyle stresująca, że po niej nie ma kolejnej i ona kończy rywalizację. Ja jednak nigdy nie biorę tego tak do siebie. Uważam, że zawsze powinniśmy mieć podejście drużynowe i nawet jak komuś coś nie pójdzie, to nigdy nie jest to wyłącznie jego wina. Cały zespół powinien to wziąć na siebie. Łatwiej wtedy podchodzić do takich odpowiedzialnych zmian – podsumował Duszyński.

Polecane aktualności

100-lecie powołania Świętej Faustyny, patronki Łodzi. W parku „Wenecja” zorganizowano jubileuszową zabawę

Tomasz Walczak / BRP

29 czerwca 1924 roku podczas jednej z zabaw plenerowych w ówczesnym parku Wenecja w Łodzi Helena… więcej

Czwartki na Wesoło

Robert Kowalczyk / MOPS

Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Łodzi serdecznie zaprasza dzieci wraz z opiekunami na… więcej

Łódź poprzez wieki. Już niebawem premiera III tomu monografii naszego miasta

Tomasz Walczak / BRP

20 czerwca na rynku wydawniczym ukaże się III tom monografii Łodzi „Łódź poprzez wieki. Historia… więcej

"Uciekli do Mandżurii". W pasażu Schillera stanęła wystawa poświęcona Zbrodni Katyńskiej

Tomasz Walczak / BRP

Do 28 czerwca w pasażu Schillera będzie można obejrzeć wystawę „Uciekli do Mandżurii”, której celem… więcej

Wiwat Bractwu Kurkowemu! 200 lat najstarszej organizacji społecznej w Łodzi.

Patryk Wacławiak / BAM

W 2024 roku Łódzkie Towarzystwo Strzeleckie „Bractwo Kurkowe” obchodzi wyjątkowy jubileusz –… więcej

Kontakt