– Każdy dzień na morzu był ciekawy, bo zawsze inny – opowiada Ewa, która w swoim życiu połączyła dwa zawody – marynarza i prawnika. Ciągle pracuje jako prawnik, ale na morzach pływa już tylko turystycznie. Swoją wieloletnią przygodę z wodą wspomina z dużą nostalgią. A pasją do żeglowania chce zarazić także naszych czytelników.
Z dziada pradziada
– Już moi pradziadowie byli armatorami. Pływał także mój ojciec (w PŻM Szczecin) i mój brat. Kiedy byliśmy dziećmi, ojciec mnie i mojemu bratu na dobranoc, zamiast bajek opowiadał o latających rybach i świecących w nocy oceanach. Nie było innej możliwości, musiałam pływać i ja – śmieje się Ewa.
Tata Ewy pływał w najdalsze zakątki świata. Zdjęcia przywiezione z podróży, egzotyczne opowieści, niezwykłe historie z odległych lądów – to wszystko fascynowało i przyciągało.
– Ojciec pływał do Ghany, do portu w Akrze – stolicy. Choć to stolica, to port nie był duży. W latach 50. i 60. Afryka była jeszcze dziewicza. Na zdjęciach z Ghany mieszkańcy są w oryginalnych strojach i boso, mimo że zdjęcia pochodzą ze stolicy kraju – wspomina Ewa.
Kobieta-marynarz
Ewa ukończyła Pomaturalną Szkołę Morską w Kołobrzegu. W ten sposób spełniła swoje marzenie i została marynarzem. Na promach Polskiej Żeglugi Bałtyckiej została zatrudniona jako kasjer walutowy.
– W komunistycznej Polsce było to bardzo ważne stanowisko. Pasażerowie promów płynący z różnych krajów mieli swoje narodowe waluty. Nie było wtedy euro, więc trzeba było te pieniądze zamieniać na złotówki – wyjaśnia Ewa.
Praca na statku to praca przez 24 h na dobę – przyznaje łodzianka. Mimo to wszystkie rejsy wspomina ze wzruszeniem i nostalgią.
Plusy i minusy pływania
– Na wodzie fascynujące jest wszystko! W zasadzie zawsze „buja”, chociaż można się do tego szybko przyzwyczaić. Poznaje się nowe porty, zwiedza świat. Nigdy nie ma takiego samego dnia pracy. Raz jest spokojnie, a następnego dnia burza na morzu – opowiada Ewa.
Są też trudne elementy w pracy marynarza – przyznaje. Dla niej była to rozłąka z rodziną.
– Szczególnie z małżonkiem i dziećmi. Choć w czasie porządnego sztormu nie ma czasu na wielkie rozmyślania, to jednak przychodzą człowiekowi do głowy różne myśli. Najtrudniejsze były te momenty, kiedy ja pływałam po morzu, a w tym czasie były jakieś rodzinne święta, urodziny czy inne uroczystości – podkreśla.
Najciekawsze rejsy
Przez 15 lat pracy jako marynarz Ewa pływała z Polską Żeglugą Bałtycką. Większość rejsów to wyprawy do bałtyckich portów, czasem na Morze Północne i wybrzeża Wielkiej Brytanii, ale też Morze Śródziemne. Po Bałtyku łodzianka pływała przez 2 tygodnie, potem był powrót do domu i odpoczynek. I znów powrót na prom. Na Morzu Śródziemnym zmiany były co 6 tygodni. To te rejsy Ewa wspomina jako najciekawsze.
– Ten akwen morski jest ciągle obszarem czynnym sejsmicznie. Starzy marynarze straszyli nas gigantycznymi falami, wybuchami wulkanów i trzęsieniami ziemi. Najciekawsze porty: Hajfa w Izraelu, Tunis w Tunezji. Szczególnie pamiętam wypady do Kartaginy. W latach 80. Pałac Hadriana był w ruinach. Wszystko zdewastowane. Kolumny budowli potrzaskane. Można było wejść wszędzie i wziąć ze sobą kawałek antycznej budowli – opowiada Ewa.
Teraz, po latach, już jako emerytka, wyjeżdża ze znajomymi raz do roku na rejs. Już tylko odpoczywa i przygląda się pracy młodych. Na co dzień pracuje jako prawnik, uczy także kolejne pokolenia prawników. I choć uwielbia pracę ze studentami, to wciąż ma jeszcze swoje „marynarskie” marzenia.
– Takim najgłębszym jest rejs z Polską Żeglugą Morską (statkiem handlowym) wzdłuż zachodniej Afryki, drogą morską, którą pływał mój ojciec. Dotrzeć do Ghany i zobaczyć, jak dziś wygląda jej stolica Akra – kończy.