Po 3 latach jej sytuacja prawna została uregulowana i ośrodek znalazł dla niej rodziców adopcyjnych. Zapewniali oni, że po adopcji będą podtrzymywać relacje z obecną rodziną. Ale zerwali kontakt od razu po ostatniej rozprawie. – Nasze córki były mocno związane z Gajcią. Pamiętają do dziś ich zapewnienia. I wiedzą już, że dorośli potrafią kłamać – opowiada Marta Nita.
Teraz przygotowują się do drugiej adopcji. I też będzie to trudne rozstanie, bo Milena* jest z nimi od ponad 3 lat. Poznali ją jako 4-miesięczne niemowlę. Przez pierwsze 1,5 roku dziewczynka żyła jak zamrożona. Specjaliści podejrzewali u niej autyzm.
Okazało się jednak, że to objawy traumy wczesnodziecięcej połączone z bardzo dużą wadą wzroku. To z tego powodu dziecko miało mocno wyostrzony słuch i reagowało lękliwie. Dopiero któryś okulista z kolei postawił prawidłową diagnozę i rozpoczęło się właściwe leczenie. Teraz Milenka ma już prawie 4 latka, ale rozwojowo wciąż nie jest w stanie dogonić zdrowych rówieśników. Bywa, że zachowuje się jak typowa 2-latka.
Zdecydowanie trudniejszą sytuację zdrowotną ma 1,5-roczna Asia, która w wieku niespełna miesiąca miała już 7 złamanych żeber i kilka złamań kości ciemieniowej. Gdy zamieszkała w ich rodzinie, od razu widać było, że nie wygląda jak zdrowe dziecko. Badania genetyczne wykryły tak rzadką chorobę wrodzoną, że nie ma ona nawet własnej nazwy. Jej efektem jest m.in. niepełnosprawność intelektualna i to raczej w stopniu znacznym. Na razie Asiunia nie gaworzy, a jedynie piszczy i krzyczy. Nauczyła się za to siedzieć i chodzić. Robi to jednak po swojemu, co sprawia, że często się przewraca.
Jest także chłopięca część ich rodziny. Antoniego policja przywiozła prosto z interwencji, gdy jego rodzice pokłócili się pod wpływem alkoholu. Teraz ma już pół roczku i rozwija się naprawdę pięknie. Interwencyjnie do ich domu zawitał także 4,5-letni Stasiek, który jest najstarszym z ich „pieczowych” dzieci i jako jedyny mówi do nich „ciociu” i „wujku”. – Sam to wymyślił i od razu wprowadził w życie. Bo to jest w ogóle bardzo samodzielne dziecko. Może nawet za bardzo. Widać, że w rodzinie biologicznej musiał sobie umieć radzić – komentuje Marta.
Z kolei po Adasia pojechała razem z mężem do szpitala w Sylwestra, krótko po jego narodzinach. Jego mama również piła w ciąży, a specjalistyczne badanie już potwierdziło, że chłopiec ma FAS. Nie wiadomo, jak będzie przebiegał jego rozwój, bo zespół alkoholowy płodowy powoduje m.in. trudności w nauce i koncentracji.
A niedawno (z powodu większej liczby przyjętych dzieci) Marta i Radek przekształcili się z rodziny zastępczej zawodowej w rodzinny dom dziecka. Więcej dzieci to także więcej wyzwań i wizyt u specjalistów. A żeby sprawnie wszystko załatwiać i móc wyjechać na wycieczkę całą rodziną, potrzebne jest również większe auto. Obecnie może być już tylko 9-osobowe, bo jest 2 rodziców, 2 córki biologiczne i 5 dzieci z pieczy. A do tego 2 psy i kot.
Pomóż tej wspaniałej rodzinie w pomaganiu! Wesprzyj zrzutkę na zakup używanego busa:
*Niektóre imiona zostały zmienione.