Z parafia łódzką łączyły się ściśle dwie instytucje – szkółka oraz tzw. szpital. Szkoła funkcjonowała już w XVI w. Z archiwów wynika, że była czynna również w XVII i XVIII w. Z pewnością jej poziom nie był wysoki, gdyż miejscowi nauczyciele, tzw. bakałarze, przeważnie nie posiadali dużych kwalifikacji. O jednym z nich wiemy, że był dość krewkiego usposobienia, a zachowana w księgach sądowych wzmianka wskazuje na jego awanturnicze skłonności. W 1534 r. obiegła miasteczko sensacyjna wieść, że miejscowy bakałarz w stanie pijanym napadł na mieszczanina łódzkiego Sebastiana Zasadkę z nożem w ręku. Władze miasteczka postanowiły surowo ukarać bakałarza. Nie znaleziono go jednak w Łodzi, bo znikł jak kamfora. Do odpowiedzialności pociągnięto wtedy dwóch jego braci, motywując, iż za te czyny odpowiadają także jego najbliżsi.
Szkoła spełniała jednak swoją rolę i znaczna część mieszczan łódzkich wyniosła z niej podstawową znajomość pisania i czytania. Z akt miejskich wyraźnie wynika, że w XVI i XVII w. dość duży odsetek mieszkańców Łodzi podpisywał się własnoręcznie. W XVIII w. coraz więcej mieszczan znów kreśliło swój podpis znakiem krzyża lub tzw. ręką trzymaną.
Co prawda szpital istniał w Łodzi już od XVI w. i powinien być utrzymywany przez parafię, jednak proboszczowie łódzcy niezbyt dbali o ów przytułek dla chorych, dość skąpo wyposażony i niekiedy przez długie lata nieczynny. W 1672 roku szpital spalił się i trudno się zorientować, czy faktycznie spełniał swe zadanie.