- Zasadność podwyżek nie podlega dyskusji, oczywistym jest, że nauczycielskie pensje powinny wzrosnąć. Ale to rząd powinien przekazać nam pieniądze na wrześniowy wzrost płac, a nie zrzucać na samorządy ten obowiązek - powiedział Tomasz Trela, wiceprezydent Łodzi, dodając: - Dlatego zwracam się do ministra Piontkowskiego i polityków partii rządzącej, aby nie zwlekali i przekazali nam informacje ile dostaniemy i co ważne, kiedy?
Tylko do wrześniowych podwyżek Łódź będzie musiała dołożyć ze swojego budżetu 17,5 mln zł i jest to kwota obejmująca czas od września do końca roku. W budżecie Wydziału Edukacji nie ma tych pieniędzy, ponieważ wzrost pensji o 9,6 proc. został przyznany wiosną podczas strajku nauczycieli. Warto też dodać, że wcześniejsza podwyżka wypłacana od stycznia tego roku, w wysokości 5 procent, kosztuje Łódź 24,4 mln zł w skali roku. Rząd obiecał samorządom rekompensatę, ale jej wysokość ma być uzależniona m.in. od zasobności gminy co oznacza, ze "bogaci" dostaną mniej. Pytanie, czy Łódź jest aż tak bogata, by ponosić koszty rządowych obietnic?
Odrębne wydatki, to reforma edukacji związana z likwidacją gimnazjów. Tylko w tym roku będzie ona kosztować budżet Łodzi 28 mln zł z czego prawie 12 mln zł pochłoną odprawy dla zwalnianych nauczycieli i pracowników niepedagogicznych. - Minister edukacji zapowiada kolejne podwyżki od stycznia przyszłego roku, oczywiście popieram ten pomysł, ale oczekuję, że w ślad za obietnicą pójdą konkretne środki na jej sfinansowanie - dodał wiceprezydent Trela.
W latach 2016 - 2019 łódzki samorząd dopłacił do wydatków edukacyjnych 1 995 mln zł.