Łódź od 2014 roku miała opłaty za śmieci na niezmienianym poziomie, obecne "wymusiły" zmiany w obowiązujących ustawach, o których zdecydował rząd. - Miasto na śmieciach nie zarabia, wszystko co płacą łodzianie idzie na funkcjonowanie systemu gospodarowania odpadami - tłumaczy Tomasz Trela, wiceprezydent Łodzi, dodając: - Dotąd mieliśmy nadwyżkę, która była w całości przeznaczana na uzupełnianie ewentualnych braków, teraz jesteśmy zmuszeni do skorygowania stawek, ponieważ rząd wprowadził szereg zmian, które wprost przekładają się na koszty funkcjonowania systemu gospodarowania odpadami.
Najważniejsza pozycja "odpowiedzialna" za wzrost kosztów całego systemu to opłata środowiskowa, która z kwoty 70 zł za tonę śmieci segregowanych w 2013 r. poszybowała do kwoty 140 zł za tonę w roku 2018. A to nie koniec, bo w 2019 r. stawka za tonę rośnie do 170 zł, a w roku 2020 będzie już wynosić 270 zł. - Te koszty firmy śmieciowe zawarły w stawkach jakie zaoferowały w przetargu. Ani samorząd, ani tym bardziej firmy śmieciowe nie miały i nie mają wpływu na decyzje rządzących - dodał wiceprezydent Trela.
To nie koniec, bo firmy odbierające od mieszkańców śmieci zostały zobowiązane do szeregu kosztownych inwestycji, bez których nie mogłyby świadczyć usług, a to m.in. obligatoryjny monitoring terenów składowania odpadów czy operaty przeciwpożarowe. Do tego należy dodać wzrost cen benzyny, energii i płacy minimalnej co wprost przekłada się na koszty ponoszone przez przedsiębiorców.
Ewa Jasińska, dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej zwróciła uwagę jeszcze na kwestię nieprzygotowania rynku zbytu surowców: - W Polsce brakuje instalacji do przetwarzania surowców, Chiny ich nie przyjmują i jest problem. Za tonę folii dostawaliśmy nawet 250 złotych, teraz aby się jej pozbyć dopłacamy nawet 280 złotych, a to wszystko odbija się na całym systemie gospodarowania odpadami.
Nowe stawki za śmieci muszą jeszcze zatwierdzić radni, a zrobią na to pierwszej merytorycznej sesji nowej kadencji.