- Z Ministerstwa Edukacji, nieważne kto nim kieruje, płyną optymistyczne wieści: na wszystko są pieniądze, subwencja rośnie, nie ma powodu do obaw. Wyraźnie ktoś ma problemy z liczeniem, bo za rządów PiS Łódź co roku dokłada do edukacji coraz większe kwoty. Średnio pół miliarda rocznie z pieniędzy łodzian idzie na finansowanie oświaty, bowiem rząd wymyśla nowe projekty nie mające sensu, a tylko generujące wydatki - powiedział Tomasz Trela, wiceprezydent Łodzi.
Rekordowa kwotę, bo aż 543,2 mln złotych z własnego budżetu samorząd dołożył do edukacji w 2018 roku. Na ten rok dopłata jest szacowana na ponad 508 mln zł, ale do grudnia ta kwota może jeszcze wzrosnąć. Odrębną pozycję po stronie wydatków stanowią koszty, bezkosztowej według byłej szefowej MEN Anny Zalewskiej, reformy edukacji. Dostosowanie szkół do potrzeb klas VII i VIII, zakup wyposażenia do klas, pomocy dydaktycznych, a także odprawy dla zwalnianych nauczycieli z gimnazjów pochłonie ponad 38 mln zł. Tylko w tym roku te koszty są szacowane na prawie 30 mln zł.
Łódź wspólnie z samorządowcami z Unii Metropolii Polskich wystawiła przedsądowe wezwanie do zapłaty dla Ministerstwa Finansów tytułem rekompensaty za wydatki poniesione na reformę oświaty. Resort finansów odrzucił roszczenie, więc sprawa znajdzie finał w sądzie.
- Nasze wezwanie do zapłaty opiewające na ponad 2,3 miliona, to zaledwie ułamek poniesionych kosztów, ale kolejne wezwania są przygotowywane, będziemy domagać się zwrotu wszystkich wydatków. Oczywiście idziemy do sądu, szczegóły pozwu będziemy uzgadniać w gronie zainteresowanych samorządów, ale na pewno nie odpuścimy - zapowiada wiceprezydent Trela.