Wspomnienia z mistrzostw

Słoweńskie jezioro Bled było kolejnym przystankiem w pływackiej karierze Aleksandry Bednarek z UKS SMS 149. Studentka trzeciego roku Inżynierii Biomedycznej Politechniki Łódzkiej w lutym wzięła udział w Mistrzostwach Świata w Zimowym Pływaniu IWSA, z których przywiozła sześć medali – po dwa złote, srebrne i brązowe.

6 zdjęć
ZOBACZ
ZDJĘCIA (6)

- Przygotowania do sezonu zimowego rozpoczęłam w październiku i muszę przyznać, że to był strasznie zwariowany okres. Wynikało to głównie z napiętego kalendarza imprez pływackich. Od listopada praktycznie co dwa tygodnie była jakaś impreza i trzeba było wybierać priorytetowe zawody, na których chciałam być w optymalnej formie. Przygotowanie do trzech ważnych imprez rozgrywanych w okresie trzech miesięcy nie jest jednak prostą sprawą. To nie lada wyzwanie, którego nie każdy chce się podjąć. Tym bardziej w niezbyt popularnej dyscyplinie, mającej spore ograniczenia finansowe. Pieniądze nie odgrywają jednak najważniejszej roli. Liczy się przede wszystkim pasja i to ona wyznacza kolejne cele. Nie można ich jednak realizować bez wsparcia doświadczonych osób. Dlatego podsumowując starty z tego sezonu ze szczerego serca dziękuję swojej rodzinie a także trenerkom, psycholog sportowej oraz fizjoterapeucie, z którymi już od kilku lat współpracuję. Dziękuję również wszystkim trzymającym za mnie kciuki znajomym, zarówno tym ze świata pływackiego jak i z poza niego. Bez wsparcia tych osób nie mogłaby nadal kroczyć drogą wiodącą do realizacji kolejnych celów i spełniania swoich marzeń – opowiada pływaczka UKS SMS 149.

Piękna sceneria

W bieżącym sezonie punktem kulminacyjnym były dla Oli Mistrzostwa Świata w Zimowym Pływaniu IWSA, zorganizowane w Słowenii na jeziorze Bled. - To jedno z piękniejszych miejsc, w jakich do tej pory rywalizowałam z zimowymi pływakami z całego świata. Jezioro otoczone jest Alpami Julijskimi, a na jego środku znajduje się wyspa nazywana Blejskim Otokiem. Jest na niej kościół pielgrzymkowy pod wezwaniem Wniebowzięcia Marii Panny. Na jednej ze skarp otaczających jezioro widnieje zamek Bledzki, co dodaje uroku temu miejscu. W środku zimy na tym jeziorze stworzono 25- metrowy basen, w którym w wodzie o temperaturze 5°C ścigało się 1042 zawodników reprezentujących 36 państw. W tym gronie nie zabrakło Polaków. Nasza drużyna zdobyła łącznie 35 medali w różnych kategoriach wiekowych, w tym dziewięć w kategorii open. Zacznijmy jednak od początku…

Na Słowenię przyjechałam samochodem z tatą oraz Grzesiem Mówińskim i Markiem Rotherem. Jadąc tam byliśmy świadomi, że to drogi kraj, jednak nie sądziliśmy, że od samego początku będziemy musieli głęboko sięgać do portfeli. Po przekroczeniu granicy stanęliśmy na bramkach otwierających się po wpłaceniu 7,5 euro. Następnie przejechaliśmy 7 km tunelem. Gdy zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej poszłam do kasy i zapytałam, czy to 7,5 euro było opłatą za winietę. Okazało się, że zapłaciliśmy tylko za przejazd przez tunel, a winietę możemy kupić za 15 euro. Gdybyśmy o tym wiedzieli, to takich zakupów dokonalibyśmy jeszcze po stronie austriackiej, gdzie ceny są niższe.

Na miejsce dojechaliśmy po godzinie trzeciej nad ranem, a o 11 chłopaki mieli startować na 1 km. Na szczęście początek tego wyścigu przesunięto na 14, więc mieli jeszcze sporo czasu, aby się zregenerować po podróży. W międzyczasie zaczął padać deszcz i była burza, co spowodowało dodatkowe opóźnienie. Zimowe pływanie z pewnością nie kojarzy się z deszczem i burzą, jednak tym razem trafiliśmy na zupełnie inną pogodę niż rok temu w Murmańsku. Najważniejsze jednak było to, że  woda spełniała normę i mistrzostwa mogły się odbyć. Z regulaminu wynikało, że za udział w oficjalnym otwarciu zawodów trzeba było zapłacić 20 euro. Kupiłam więc bilet, a później żałowałam. Okazało się bowiem, że na paradę wpuszczano każdego… Po części oficjalnej odbyło się przyjęcie powitalne, na którym poczęstowano nas sokiem, rozdrobnionymi naleśnikami z rodzynkami i ciastem. Zostaliśmy zakwaterowani w bardzo ładnie wyglądającej wiosce zawodów. Niedaleko basenu stał duży ogrzewany namiot, w którym można było czekać na swoje starty. Szatnie były schludne i zadbane, znajdowały się tam również prysznice z ciepłą wodą. Niestety, pomimo obowiązującej zawodników opłaty startowej w wiosce nie było ogólnodostępnej herbaty, którą można było otrzymać jedynie tuż po starcie lub kupić w barze za 2 euro. Najczęściej korzystaliśmy więc z termosów i własnego jedzenia.

Zaskakujący rekord

Każdy zawodnik miał swój paszport, na którym znajdowała się rozpiska startów zawierająca zgłoszone dystanse, numer serii, numer toru oraz godzinę stawienia się do szatni. Później przechodziliśmy do pokoju, gdzie ustawiano nas w  odpowiedniej kolejności. Następnie szliśmy do namiotu przy basenie, z którego ruszaliśmy bezpośrednio na swój tor. Pierwszego dnia moich startów ścigałam się na 100 m stylem klasycznym oraz 200 m stylem dowolnym. Siedząc w namiocie przed startem oglądałam  transmisję wyścigu z wcześniejszej serii. Płynęła w niej Marion Joffle z Francji, która jest bardzo dobrą zawodniczką. Kiedy zobaczyłam jej wynik pomyślałam sobie: „o kurde, ale dowaliła czas”. Popłynęła bowiem o 4 sekundy szybciej od rekordu świata. Po takim wyniku nie było co kalkulować. Weszłam więc do wody, wyłączyłam myślenie i… popłynęłam niecałą sekundę szybciej od Marion! Wynik 1:20:94 chyba nie tylko mnie bardzo zaskoczył.

Pomiędzy startami miałam dość długą przerwę, dlatego wróciłam do oddalonego o 300 metrów domku. Odpoczywając oglądałam transmisję z zawodów i zajadałam rodzynki oraz orzechy. Godzinę przed startem wróciłam na basen, aby zacząć procedurę przygotowań. Płynęłam w serii z bardzo dobrymi i utytułowanymi zawodniczkami, między  innymi z Victorią Mori, Eliną Makkinen, moją koleżanką Hanią Bakuniak, Nikolą Kopecką, Pavliną Novakową, Elizavietą Chizhovą, Cathariną Hoegdal i Ailen Lascano Micaz. Serię przed nami startowała rekordzistka i mistrzyni świata na dystansie 1 km Alisa Fatum. Od początku trzeba więc było mocno zasuwać. I podobnie jak w poprzednim wyścigu byłam mile zaskoczona moim rezultatem. Z czasem 2:22:46 zdobyłam srebrny medal w kategorii open, ustępując jedynie Fatum, która osiągnęła wynik 2:16:18. Nie zmienia to faktu, że cieszyłam  się z mojego progresu.

Inna perspektywa

Kolejny dzień również dostarczył wielu pozytywnych emocji. Startowałam na dystansie 50 m stylem klasycznym. To konkurencja, na której dwa lata temu w  Tallinie ustanowiłam rekord świata. Tym razem nie czułam się jednak  zbyt pewnie na krótkich dystansach, jednak byłam nastawiona pozytywnie i walecznie. Szybsza okazała się jednak Marion, która na dystansach sprinterskich prezentowała znakomitą formę. Na 50 klasycznym były jeszcze rozgrywane finały, więc po południu czekał mnie jeszcze jeden start na tym dystansie. Ostatecznie zajęłam czwarte miejsce w  kategorii open, ale poprawiłam rezultat z eliminacji. Później miałam trochę czasu wolnego i dzięki temu mogłam obejrzeć jezioro Bled z innej perspektywy. Z tatą i Grzesiem poszliśmy na spacer po okolicy i dotarliśmy punktu widokowego Ojstrica, znajdującego się na wysokości 611 m n.p.m. Jest tam m.in. drewniana ławka. Siedząc na niej można podziwiać krystalicznie czystą wodę jeziora otoczonego górami i lasami. Co prawda nic poza tym miejscem nie udało mi się zwiedzić, ale piękny widok wynagrodził brak innych atrakcji.

Na następny dzień miałam zaplanowane dwa starty. Z niecierpliwością czekałam na rywalizację na 200 m stylem klasycznym, bo jest to jeden z moich ulubionych dystansów. Wcześniej czekało mnie jednak jeszcze 25 m klasycznym. W sprincie mogłabym dużo zyskać, gdybym poprawiła reakcję startową oraz wybicie z drabinki. Pomimo tych niedociągnięć zakończyłam ten start na trzeciej pozycji w kategorii open oraz swojej kategorii wiekowej B.

Na dwusetką żabą moim celem było zejście poniżej trzech minut i czułam, że jestem w stanie to zrobić. Kiedy dopłynęłam do mety zobaczyłam rezultat 2:53:71, który jest nowym rekordem świata. Nic więc dziwnego, że po tym występie byłam równie zadowolona jak po starcie a 100 m stylem klasycznym. Po raz kolejny sama siebie zaskoczyłam! Ten dzień był jednak pracowity również dla mojego taty, który w tym roku w swojej grupie wiekowej odważył się wystartować na 25 m stylem klasycznym. Ten start z pewnością dał mu wiele satysfakcji, gdyż każdy po wyjściu z takiej wody jest zadowolony. „Jedni się cieszą, że przeżyli, a drudzy, że wygrali” – mówi Boguś Ogrodnik. Zwycięstw nie mierzy się jednak wyłącznie liczbą medali, ale również satysfakcją, doświadczeniem i wspomnieniami.

Zawody trwały dość długo, dlatego ceremonia medalowa zakończyła się po zmroku. Później miał być jeszcze wieczór poświęcony historii zimowego pływania w różnych państwach, jednak wiele osób odczuwało zmęczenie i ten moduł nie doszedł do skutku. Wraz z Finkami, ich rodziną i kilkoma innymi znajomymi zrobiliśmy jednak taką prezentację w domu wynajmowanym przez Elinę i Lottę. Było bardzo zabawnie. Miło spędziliśmy czas, dowiadując się ciekawych rzeczy o różnych krajach i zwyczajach w nich obowiązujących. Trzeba jednak przyznać, że towarzystwo było bardzo zdyscyplinowane i ok 20 rozeszliśmy się, aby odpocząć przed kolejnymi startami.

Czas na sztafety

Ostatniego dnia mistrzostw rywalizowały sztafety. Ta część zawodów była jednak poprzedzona rywalizacją na 25 m stylem dowolnym. Ten dystans ukończyłam na czwartej pozycji w kategorii B oraz szóstej w kategorii open. Tym razem poprawiłam start. Oparłam się nogami wyżej niż zwykle, co pomogło mi wykonać bardziej efektywne i mniej spóźnione odbicie, dlatego poprawiłam swój czas. Na tym dystansie również wystartował mój tata. Kiedy wyszedł z wody okazało się, że to była dla niego wielka przygoda, ponieważ najpierw pękł mu czepek - szybko dałam mu drugi - a na starcie przeciekły mu okulary. Co prawda było to tylko 25m metrów, ale zimna woda w oku to prawdziwy dyskomfort. Jeśli jednak myślicie że był smutny, to jesteście w błędzie. Jak wcześniej wspominałam zimna woda dodaje uśmiechu.

Przy sztafetach okazało się, że z niewiadomych powodów wielu drużyn nie było na listach startowych, które szybko musiały być aktualizowane. Wszystkie dopisane ekipy zarejestrowano więc jako Breaststroking Badgers, a przy naszym teamie dodatkowo napisano, że jesteśmy sztafetą rosyjską. I znów musieliśmy wszystko korygować. Nie zdziwcie się jednak, gdy w jakiejś gazecie zobaczycie takie dane.

Wystartowałam w sztafecie na 4x25 m stylem klasycznym (z Wilhelmem Gromiszem, Michałem Perlem i Remkiem Gołębiowskim), która wywalczyła  brązowy medal w pierwszej kategorii wiekowej, czyli poniżej 151 lat (suma wieku uczestników sztafety). Z Piotrkiem Biankowskim, Grzesiem Mówińskim i Markiem Rotherem zajęłam natomiast piąte miejsce na 4x25 dowolnym  w kategorii wiekowej 2, czyli powyżej 151 lat.

Zawody dobiegły końca, a dekoracje dość szybko się zakończyły, więc mieliśmy dużo czasu na spakowanie i przygotowanie do gali kończącej mistrzostwa. Mając w pamięci uroczystość otwarcia nie spodziewałam się niczego niezwykłego. Nie byłoby źle, gdyby w cenie biletu zapewniono chociaż czystą wodę do picia. Ta była jednak do kupienia za 3 euro, a więc zaledwie o 0,5 euro taniej niż wino. Oprawa artystyczna gali była jednak bardzo ładna. Dodatkowo grała kapela na żywo, więc mogliśmy poczuć się jak na koncercie.

Bajkowa chatka

Nieuchronnie zbliżał się moment wyjazdu. Musieliśmy więc opuścić dom, którego nie miałam okazji wcześniej opisać, a był on niezwykle ciekawym elementem wyjazdu. Wyobraźcie sobie samotną chatkę czarownicy z Jasia i Małgosi stojącą na polanie w dolinie. Jedyną różnicą był brak pierników na wierzchu. Nawet sama gospodyni wyglądała trochę jak czarownica, ale taka niezbyt groźna. Miała długie, falowane, siwo-brązowe włosy, oczy podkreślone czarną kredką i ochrypły głos. Miała czarnego kota i psa Lessi. Mieszkaliśmy na poddaszu, gdzie wszystko było wykonane z drewna, podłoga skrzypiała przy chodzeniu, na ścianie wisiał  obraz z czarnym kotem o żółtych oczach, na półkach stały świece, a z sufitu zwisały jakieś ususzone rośliny. W powietrzu unosił się dziwnie słodkawy zapach.  Z początku wyglądało to trochę dziwnie, ale było to miejsce zaakceptowane przez organizatorów, a oferta była również wystawiona na bookingu. I nie mieszkaliśmy tam sami. Naprzeciwko byli zawodnicy z Gruzji, dlatego było raźniej. Jeśli ktoś lubi ciszę i spokój, to polecam Homestay Vito. Ja przywiozłam stamtąd miłe wspomnienia.

Polecane aktualności

100-lecie powołania Świętej Faustyny, patronki Łodzi. W parku „Wenecja” zorganizowano jubileuszową zabawę

Tomasz Walczak / BRP

29 czerwca 1924 roku podczas jednej z zabaw plenerowych w ówczesnym parku Wenecja w Łodzi Helena… więcej

Czwartki na Wesoło

Robert Kowalczyk / MOPS

Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Łodzi serdecznie zaprasza dzieci wraz z opiekunami na… więcej

Łódź poprzez wieki. Już niebawem premiera III tomu monografii naszego miasta

Tomasz Walczak / BRP

20 czerwca na rynku wydawniczym ukaże się III tom monografii Łodzi „Łódź poprzez wieki. Historia… więcej

"Uciekli do Mandżurii". W pasażu Schillera stanęła wystawa poświęcona Zbrodni Katyńskiej

Tomasz Walczak / BRP

Do 28 czerwca w pasażu Schillera będzie można obejrzeć wystawę „Uciekli do Mandżurii”, której celem… więcej

Wiwat Bractwu Kurkowemu! 200 lat najstarszej organizacji społecznej w Łodzi.

Patryk Wacławiak / BAM

W 2024 roku Łódzkie Towarzystwo Strzeleckie „Bractwo Kurkowe” obchodzi wyjątkowy jubileusz –… więcej

Kontakt