Niedawno ktoś zadał mi pytanie: „Czy psychiatria jest nauką o mózgu czy nauką o umyśle?”. Mnie się podoba definicja psychiatrii jako nauki o umyśle. Nie można jednak abstrahować od faktu, że umysł „znajduje się” w mózgu. I że sposób funkcjonowania umysłu zależy np. od poziomu glukozy we krwi. Istnieje zatem styk między tym, co subiektywne, a tym, co obiektywne. Obiektywny może być niedobór serotoniny na synapsie. Ta obiektywność przekłada się jednak na subiektywność: na to, że ktoś jest smutny.
Z pewnością wiele zjawisk, które dawniej traktowaliśmy jako normalne czy codzienne, dzisiaj ma etykietę psychiatryczną. Dawniej ktoś był smutny, dzisiaj – cierpi na depresję. Dawniej dziecko było niegrzeczne, dziś – ma ADHD. Dawniej ktoś był nieśmiały, dzisiaj – cierpina zespół lęku społecznego. Nie chcę przez to powiedzieć, że ktoś, kto cierpi z powodu głębokiego smutku, nie ma otrzymać środków przeciwdepresyjnych. Rzecz dotyczy granicy; rozróżnienia sytuacji, w których podanie leku jest słusznym działaniem, od tych, w których jest to nadużyciem. Te granice psychiatrzy widzą nieraz w różnych miejscach. Wedle jednych każdy smutek zasługuje na prozac, wedle innych – doświadczenie głębokiego smutku po śmierci bliskiej osoby winno być odpowiedzialnie przeżyte. Ten sam stan raz może być określany słowem „żałoba”, innym razem – „depresja”.
Dostrzegam niebezpieczeństwo, że lekarz będzie narzucał pacjentowi własne przekonania etyczne. Jeżeli psychiatrze bliski jest wzorzec hedonistyczny, być może wkroczy z prozakiem wcześniej niż lekarz uznający wartość konfrontacji z własnymi przeżyciami duchowymi. Z tym wiąże się pytanie o znaczenie kategorii sprawczości.
Metody psychoterapeutyczne z pewnością działają głębiej niż sam tylko lek: pozwalają pracować nad zaburzeniem, nie zaś skupiać się jedynie na usuwaniu objawów. Inna sprawa, że w pracę terapeutyczną i lekarz, i pacjent muszą włożyć znacznie więcej wysiłku. Poświęcić więcej czasu. Fiolek z olanzapiną czy kwetiapiną są miliony. Na wyciągnięcie ręki.
Wszyscy natomiast, nawet reprezentanci postpsychiatrii, nie mają wątpliwości co do tego, że poważna psychoza wiąże się z ogromnym cierpieniem. A cierpienie jest znacznie ważniejszą kategorią niż objaw. Jest czymś, co domaga się działania. Dlatego nawet oni nie podważają sensowności podania w pewnych przypadkach haloperidolu czy nowoczesnej olanzapiny, środków usuwających psychozę. Urojenia prześladowcze przekładają się na doświadczenie tak silnej opresji, że nikomu nie życzę takiego przeżycia.
Bogdan de Barbaro w wywiadzie dla miesięcznika ZNAK nr 701
________________________________________
Czas trwania: 1 godz. 20 min.