Przed rozpoczęciem meczu obie drużyny solidarnie wyraziły sprzeciw wobec bandyckiego napadu Rosji na Ukrainę, stając wspólnie przy fladze naszego wschodniego sąsiada.
Mecz walki
Pierwszą połowę najlepiej opisuje stare piłkarskie powiedzenie – typowy mecz walki. Dużo gry w środku pola, przepychanek i fauli. Zaczęło się jednak bardzo obiecująco. Już w 2. minucie Jewgienij Szykawka wyprzedził Nacho Monsalve i tylko szybka interwencja Marka Kozioła uratowała gospodarzy przed utratą bramki. ŁKS odgryzł się trzy minuty później. Wrzutka Mateusza Bąkowicza została wybita na 20. metr, tam znalazł się Jan Kuźma i mocnym strzałem z pierwszej piłki postraszył bramkarza Korony. Na następną ciekawą akcję przyszło nam czekać aż 20. minut. Po dośrodkowaniu z wolnego uderzał Piotr Malarczyk, jego strzał obronił Kozioł, jednak przy dobitce Mario Zebicia był bez szans. Radość Koroniarzy nie trwała długo, bo gwizdek sędziego oznajmił, że strzelec był na spalonym. W 34. groźny strzał oddał Pirulo. Hiszpan dostał podanie z lewego skrzydła od Antonio Domingueza, jednak jego uderzenie minęło bramkę. Tuż przed końcem pierwszej części gry swoją szansę miał Adrian Danek, jednak jego strzał z dystansu obronił Kozioł.
Wiatr w żagle
Początek drugiej części meczu to kontynuacja ostrej gry. Efektem tego była druga żółta, a w konsekwencji czerwona kartka dla Zebicia. ŁKS od tego momentu poczuł wiatr w żagle. Swoich szans próbowali Dominguez i Ricardinho, jednak piłka mijała bramkę strzeżoną przez Konrada Forenca. Najlepszą okazję do objęcia prowadzenia gospodarze mieli w 79. minucie. Do dośrodkowania Pirulo doszedł Samu Corral, jednak jego strzał wylądował na słupku. W ostatnich 5. minutach meczu blisko szczęścia kolejny raz był Corral oraz Maciej Wolski, jednak ich strzały minęły bramkę. Bezbramkowy remis z Koroną jest 4. ligowym meczem ŁKS-u bez zwycięstwa.