Formalnie gospodarzem była Sandecja, ale z powodu kłopotów z boiskiem w Nowym Sączu mecz został rozegrany w Łodzi przy al. Unii. Łodzianie mogli zatem liczyć na wsparcie swoich kibiców, a to (podobnie jak punkty) było im bardzo potrzebne. Po ostatniej porażce z Podbeskidziem 1:2 Rycerze Wiosny spadli na 7. miejsce Fortuna 1. Ligi, czyli tuż poza stawkę zespołów, które mają szansę walczyć w barażach.
Z pewnością zawodnicy ŁKS-u do meczu z Sandecją przystąpili podbudowani ostatnim zwycięstwem w Pucharze Polski. Po zaciętym boju i serii rzutów karnych wyeliminowali z gry ekstraklasową Cracovię. Ten medal miał jednak dwie strony. Pucharowa wygrana kosztowała łodzian sporo wysiłku, co nie było bez znaczenia w trapionej ciągłymi kontuzjami drużynie. Na szczęście wydaje się, że łodzianie zaczynają wychodzić już z kłopotów kadrowych. Na boisku w Nowym Sączu zobaczyliśmy między innymi Dąbrowskiego, Szeligę czy Tosika, a także - od pierwszej minuty - Ricardinho.
Bez goli i z kontuzją
Ełkaesiacy od początku starali się kontrolować grę i atakować bramkę gospodarzy. Groźną akcję udało im się wypracować już w 8. minucie – Ricardinho przyjął piłkę na głowę i z woleja uderzył w kierunku bramki, niestety niecelnie. Zawodnicy Sandecji nie dawali jednak za wygraną. Nic dziwnego – to drużyna z czołówki tabeli. Bramce łodzian zagrozili w 13. minucie. Piłka na szczęście przeleciała nad poprzeczką. Przez pierwsze kilkanaście minut meczu obie drużyny grały dość chaotycznie i wyraźnie szukały na siebie sposobu. Im dłużej trwało spotkanie, tym ŁKS bardziej skupiał się na obronie. Po pół godziny stało się to, co praktycznie jest stałym elementem spotkań łodzian – po faulu z boiska zszedł Trąbka, czyli jeden z kluczowych zawodników. W jego miejsce wybiegł Rygaard. Widać kontuzje łodzianom weszły w krew.
Gra do końca
W drugiej połowie znów obudziły się stare demony ŁKS-u. Mimo kilku obiecujących akcji brakowało wykończenia albo celnego strzału. Choćby w 53. minucie – Koprowski posłał futbolówkę w pole karne, ale sparował ją bramkarz gospodarzy. Chwilę później łodzianie nie wykorzystali rzutu rożnego – Dominguez strzelił zbyt lekko i bramkarz Sandecji nie miał problemu ze złapaniem piłki. Po 70 minutach spotkania tempo wyraźnie spadło. Zawodnicy ŁKS-u najwyraźniej poczuli zmęczenie po czwartkowych zawodach Pucharu Polski. Coraz więcej było również nerwowych spięć między zawodnikami i fauli. Efektem takiego stylu gry była czerwona kartka dla zawodnika Sandecji, która od 84. minuty grała w 10. Łodzianie swoją przewagę wykorzystali 10 minut później, już w doliczonym czasie gry – Radaszkiewicz wykorzystał wyraźne rozluźnienie w defensywie gospodarzy i celnie strzelił na bramkę.
To ważne zwycięstwo dla łodzian. Dzięki trzem punktom awansowali w tabeli na 5. miejsce i cały czas są w czołówce pierwszoligowych drużyn. Wygrana cieszy szczególnie ze względu na ogromne problemy kadrowe Rycerzy Wiosny, którzy praktycznie na każde spotkanie są zmuszeni wystawiać inny skład.
Sandecja – ŁKS 0:1 (0:0)
Bramki: Radaszkiewicz (94’)
ŁKS: Kozioł – Szeliga, Dąbrowski, Koprowski, Klimczak – Tosik (88’ Rozwandowicz), Dominguez, Trąbka (36’ Rygaard) – Wolski (88’ Bakowicz), Kelechukwu (66’ Gryszkiewicz), Ricardinho (66’ Radaszkiewicz)