Ulica Piotrkowska, początkowo była zwykłą, nieutwardzoną drogą. Z czasem na odcinkach w granicy miasta pokryta została brukiem. W 1829 r. zaprojektowany został tzw. trakt fabryczny, pomiędzy Zgierzem a Kaliszem, łączący miasta fabryczne regionu. W Łodzi utwardzony trakt przebiegał w ciągu ul. Piotrkowskiej. Część odcinków ulicy, została jednak brukowana (od Cegielnianej do Starego Rynku). Trakt utwardzony w granicach miasta do 1834 r. osiągnął długość 2,9 km. Utrzymywany był przez Zarząd Linii Komunikacyjnych w Warszawie, z wyjątkiem brukowanego odcinka pozostającego w utrzymaniu miasta. Wzdłuż jezdni wytyczone były chodniki. Na ulicy znajdowały się cztery żelazne słupy wiorstowe, wskazujące odległość do Warszawy (1 wiorsta = 1,066 km). Pierwszy, wskazujący 131 wiorst znajdował się przy ul. Cegielnianej, czwarty (134) w rejonie mostu na rzece Jasień.
W granicach Łódki, tereny przy Piotrkowskiej w wielu miejscach były podmokłe. Z tego względu w 1826 r. po obu stronach ulicy wykopano rowy. Domy musiały być oddalone od rowu o co najmniej 3,5 m. Częstym obrazem byli tkacze ustawiający zapory i płuczący w rowach farbowaną przędzę i tkaniny. Zdarzało się, że woda zalewała trakt uniemożliwiając przejście i niszcząc chodniki. Przed niektórymi posesjami rowy były zabłocone i zaśmiecone. Tereny na których stanęły rządowe domy tkaczy były na tyle podmokłe, że zdarzały się zawalenia kominów i ścian budynków. Aby zapobiec podmywaniu zabudowań, na odcinku od Piotrkowskiej 268 do numeru 220 (tam wypływały źródła), ustawiono wał z kamieni utrzymujący brzegi rowów. Porządkiem traktu i rowów zajmowała się państwowa służba drogowa. Mieszkańcy często kosili jednak trawy lub wypasali nad rowami bydło, co tworzyło konflikty. Ponadto mieszkańcy często niszczyli wały przy budowie domów.
Przed drzwiami domostw, nad rowami kładzione były kładki i mostki. Każde takie przejście wyglądało inaczej. Czasami nad rowem leżały tylko drewniane bale. Przy mostkach ustawiane były balustrady w kolorach „rosyjskiej kokardy” – czarnym, białym i pomarańczowym. Do poprzecznych ulic, poprowadzone zostały mostki zjazdowe pozwalające przejechać nad rowami. W 1827 r. pojawiły się pierwsze tablice z oznaczeniami ulic i placów w osadzie Łódka.
W latach 20-tych wzdłuż Piotrkowskiej czy innych ulic nie sadzono jeszcze drzew. Pierwsza miejska szkółka została jednak założona w 1825 r. Z zarządzenia Rembelińskiego posadzono w niej włoskie topole. Pierwsze z nich, na ul. Piotrkowskiej pojawiły się w 1835 r. Wcześniej powstał jednak pierwszy park w Łodzi. Jego zagospodarowanie zlecono Adamowskiemu (właścicielowi zajazdu), na działce o powierzchni 4,5 morga, po wschodniej stronie Piotrkowskiej, pod nr 181 (obecnie 175a). Na froncie działki stanął dom zajezdny, natomiast na pozostałej części utworzono ogród spacerowy w stylu angielskim. Część drzewostanu stanowiły pozostałości lasu łódzkiego. Posadzono tam również drzewa owocowe. Poza zajazdem znajdowała się tam również altana, kręgielnia, oficyna, piwnica na wina, a także stajnia dla koni przyjezdnych i obora.
To jak wyglądała ulica Piotrkowska w początkowym jej rozwoju, opisywał Zygmunt Manitius w pamiętnikach:
"Łódź robiła wrażenie wyciągniętej wzdłuż głównej drogi, olbrzymio wydłużonej (5 wiorst - ok. 5 km) wioski. Gdy ojciec mój przybył do Łodzi, tylko w rynku i na Starym Mieście było kilka jednopiętrowych domów, na całej Piotrkowskiej zaś tylko jeden, reszta były to domki parterowe, na całej też ulicy Piotrkowskiej niemal wcale nie było sklepów [...] Z to, jak Piotrkowska długa, ze wszystkich domków, okien, drzwi dolatywał charakterystyczny i jakże mi pamiętni z lat dziecinnych klekot i stuk tysiąca warsztatów. Bocznych ulic wówczas wcale nie było, poza kilku w pole wiodącymi uliczkami w stronie Starego Miasta i Rynku, i to nie zabudowanych, a dobrze jeśli walącym się płotem ogrodzone. Z Piotrkowskiej, w lewo czy w prawo, zaraz tuż za domkiem Majstrów Tkackich, dziś róg Przejazd i Piotrkowskiej, kończył się bruk i ciągnęła dalej zwykła szosa, a ścieżki, zastępujące chodniki, odgrodzone były od jezdni głębokim i szerokim rowem. Gdzie dzisiaj kościół Św. Jana, wkrąg jak okiem sięgnąć do Głównej, dość gęsto już co prawda zabudowanej, ciągnęły się uprawne pola i jakże często, pomnę, przemierzałem całe dzielnice na przełaj wśród kłoniących się i rozszumiałych łanów zboża."